Piszę do państwa, bo już nie wiem co robić.
Pokłóciłem się z moją żoną, słodką Agnieszką. Dała mi tydzień na to żebym przywrócił wygląd domu z przed remontu, a ja bym nie chciał znowu tego wszystkiego przerabiać, bo i po co, żeby wrócić do tego co było? Ale po kolei ...
Moja piękna żona Agnieszka ciągle narzekała że jej zimno w stopki, że ją ogrzewanie podłogowe nie grzeje. Biedaczka, musiała jeździć zimą na wyspy kanaryjskie, i to sama bo ja mam masę roboty jako księgowy i naprawdę nie mam czasu żeby wszędzie jej towarzyszyć.
Tak naprawdę to nigdzie jej nie towarzyszę, bo bilanse są tak fascynujące, że prawdę powiedziawszy siadając do nich zapominam o całym świecie.
Ale do rzeczy. Tak więc ta moja Agusia, bidulka narzekała. Pisała po różnych forach internetowych w nadziei, ze ktoś jej pomoże... niestety na niewiele się to zdało. Wprawdzie kilka razy po powrocie z pracy zastałem w domu jakiś hydraulików, ale efekt ich pracy był mizerny. Nie dość że sami zrobić nic nie potrafili i do pomocy ciągnęli moją Agę (biedactwo zawsze po ich wizytach była taka zmarnowana), to jeszcze efekt ich pracy był widoczny tylko przez kilka dni, a potem znowu moja jedyna zaczynała narzekać. Muszę w tym miejscu zaznaczyć, że moja Agusia to bardzo delikatna istota i tak jak orchidea wymaga idealnych warunków, zaś wszelkie odchylenia od pożądanego klimatu, nawet takie które są niedostrzegalne dla przeciętnego człowieka są dla niej zabójcze.
Zmusiło mnie to w końcu do odstawienia moich bilansów na bok, i jak to mówił nasz były prezydent wzięcia spraw w swoje ręce. Systematycznie zacząłem przekopywać zasoby witryn internetowych, niczym Jazon w poszukiwaniu złotego runa zanurzyłem się w nieznane dla mnie tereny wiedzy. Moje starania, w których pomocny był mi jedynie upór właściwy prawdziwym księgowym został w końcu nagrodzony. Znalazłem powód moich zmartwień, doszedłem do wniosku, ze mój uroczy domek nie jest zaizolowany! Że o zgrozo, jest jedynie ocieplony!
Wysłałem więc moją Agę do Ciechocinka (ma zniżkę jako stała klientka) i wziąłem się za remont, tzn. wynająłem ekipę do remontu, i to taką która nie potrzebowała mojej pomocy!
Postanowiłem, tak jak mi radzono zaizolować dom od środka.
Wyłożyłem wszystko 50 cm wełny. Ścianki działowe oddzieliłem od ściany zewnętrznej również 50 cm warstwą wełny. Wszystko obłożyłem folią. Problem miałem tylko z podłogą i sufitem... poszedłem na kompromis i dałem 30 cm styropianu w posadzce i 30 cm wełny na stropie.
Wprawdzie pewien fachowiec, który mi doradzał stwierdził na forum, że termos jest zaizolowany jednakowo z wszystkich stron, a trzeba tu kochani żebyście wiedzieli, że dom jest najbardziej podobny do termosu (i stąd to porównanie), ale niestety względy użytkowe miały dla mnie większe znaczenie niż ta niewątpliwie słuszna logika.
I tak minusem przyjętego przeze mnie rozwiązania było to, że wysokość pokoju zmniejszyła się z 2,6 m na 2 m , ale sobie powiedziałem że wielkoludami to my nie jesteśmy, a jak jakiś hydraulik przyjdzie to niech się schyla. A co! Do mnie przychodzi to niech się dostosuje!
No i rekuperator zamontowałem, a że przez tą izolację miejsce się znalazło, to i przewody było gdzie ukryć.
Jak wróciła Agnieszka i to wszystko zobaczyła, to zemdlała. Ja myślałem że z radości, że jej w stópki zimno już nie będzie. Niestety bardzo się pomyliłem, jak tylko powróciła do świadomości, to jakby diabeł w nią wstąpił. Zaczęła krzyczeć, tupać że się nie zgadza.
Ja jej tłumaczyłem, że tak każą Szwedzi, że tylko muły robią inaczej. Tłumaczyłem, że dzięki izolacji mamy teraz szerokie parapety (60 cm) i się na nich dużo moich ulubionych kaktusów zmieści, że nie będą musiały stać w łazience, w wannie i będzie się teraz mogła w końcu wykąpać. Muszę się Państwu przyznać, ze uwielbiam moje kaktusy bo można je miesiąc nie podlewać, a przy moich bilansach to bardzo ważna zaleta. Tłumaczyłem, ze dzięki zmniejszeniu powierzchni pokoi, jest teraz mniej do sprzątania, że teraz w końcu są powody by wymienić nasze meble (stare się nie mieszczą w pomniejszonych pokojach). Na te wszystkie moje argumenty ona mi odpowiedziała że ma tych Szwedów w ... głębokim poważaniu i uważa że jestem sam muł, a wykąpać się może u koleżanki Franciszki. Tak nawiasem, to parę razy chodziła do tej Franciszki (choć ja jej ani razu nie spotkałem) i zawsze potem od niej dzwoniła że umyła włosy i wróci rano, kiedy jej wyschną. W sumie to miała rację, bo z mokrą głową to się można bardzo szybko przeziębić a i mi jej nieobecność była na rękę, bo mogłem w spokoju przeliczyć kolejne słupki w moich ulubionych bilansach.
A co do mebli to moja luba wykrzyczała, że w dziecięcym łóżeczku to ona spać nie będzie, bo potrzebuje szerokiego i solidnego łóżka! Tak w zasadzie to nie wiem po co jej szerokie i solidne łóżko, przecież śpimy w osobnych pokojach (ja pracuję do późna w nocy i wstaję wcześnie rano, a ona lubi sobie pospać) i do tego ona jest lekka jak piórko. Ale co tam babskie dyrdymały.
To nie koniec, widząc moje osłupienie, moja luba zaczęła jeszcze bardziej się złościć. Jęła podskakiwać jak nieprzymierzając kaczor Donald na moich ulubionych kreskówkach, tak że podłoga poczęła drzeć jak scena pod zespołem Mazowsze. Byłem przerażony, bałem się że to wszystko, co z takim trudem zbudowałem nagle przez tak nieoczekiwany wybuch furii legnie w gruzach. Nie wiem jak by się to wszystko skończyło gdyby nie to, że po jednym z takich podskoków, biedactwo uderzyło się głową o sufit i znowu mi zemdlało. Jak się obudziła, to przez zaciśnięte zęby wycedziła tylko to że wraca do Ciechocinka i jak za tydzień przyjedzie, dom ma wyglądać jak dawniej.
No i piszę do Państwa, żebyście mi poradzili jak ją przekonać, że zmiany które wprowadziłem są dobre, że tak teraz się buduje, ze te rozwiązania mają same zalety.
Proszę pomóżcie.
Zrozpaczony Edmund z Legionowa