Rynek błędnych certyfikatów energetycznych
W świetle wymagań ustanowionych na mocy dyrektywy 2002/91/WE w sprawie charakterystyki energetycznej budynków, jak również w jej ostatnich przekształceniach zawartych w dokumencie zwanym recastem, celem certyfikacji energetycznej jest przedstawienie faktycznego stanu obiektu czy lokalu. Tymczasem zdarzają się przypadki wystawiania świadectw niezgodnych z rzeczywistością.
- Dobrze wykonane świadectwo zawiera informacje na temat efektywności energetycznej danego obiektu. Jest rodzajem ekspertyzy, która ma wskazuje energochłonne obszary w budynku i potencjalne modernizacje i usprawnienia – twierdzi Piotr Pawlak, dyrektor zarządzający BuildDesk Polska. Tymczasem przy obecnym braku kontroli jakości dokumentów nie można mieć pewności, czy dane i zalecenia zawarte w świadectwie są wiarygodne.
Przykładowe świadectwo budynku oddanego do użytkowania
Świadectwo energetyczne jest dokumentem technicznym, bardzo często niezrozumiałym dla inwestora indywidualnego. Jednakże spoglądając wnikliwie na wartości przedstawione w świadectwie nawet osoba nieznająca się na kwestiach certyfikacji energetycznej może odnaleźć niespójności i błędy. Przykładem mogą być rozbieżności pomiędzy tymi samymi wartościami podawanymi na kolejnych stronach świadectwa.
Różnice w wartościach wskaźnika energii końcowej na stronie 1 i 2 świadectwa
Podobnie jest w przypadku osób wykonujących takie świadectwa. Brak jest jednej listy osób uprawnionych do sporządzania świadectw. Z jednej strony na portalu Ministerstwa Infrastruktury istnieje lista osób, które ukończyły kursy i zdały egzamin państwowy lub ukończyły studia podyplomowe. Z drugiej strony możemy napotkać w Internecie liczne bazy promujące zarówno firmy prywatne lub też poszczególne osoby świadczące takie usługi. – Jednak żadne z dostępnych zestawień nie daje całościowego wglądu w listę osób zajmujących się certyfikacją, analizując przy tym jakość wykonanych usług – komentuje Pawlak.
Grono osób upoważnionych do sporządzania świadectw cały czas poszerza się, co zapewne sprzyja popularyzacji kwestii związanych z efektywnością energetyczną wśród społeczeństwa, jednak w perspektywie czasu może doprowadzić do spadku poziomu jakości usług. Nikt bowiem nie pokusił się jeszcze o sprawdzenie faktycznych umiejętności certyfikatorów w zakresie fachowego wykonywania zawodu. Jest to sytuacja, która w krótkim czasie może okazać się dalece problematyczna.
Wykonanie świadectwa energetycznego „na odległość” obarczone jest dużym prawdopodobieństwem błędu. Wynika to z braku uwzględnienia różnić pomiędzy projektem a rzeczywistym budynkiem, czy też niedokonania rzeczywistej wizji lokalnej. Również weryfikacja zmian wprowadzonych w trakcie budowy, a nieuwzględnionych w projekcie, nie może być potwierdzona jedynie ankietą internetową czy telefoniczną – co jasno podkreślają certyfikatorzy.
Bardzo częstym przypadkiem jest również naciąganie wartości wskaźnika EP, poprzez zawyżanie wartości udziałów systemów grzewczych. Wynika to z błędnej interpretacji konieczności spełnienia na świadectwie warunku dotyczącego maksymalnej wartości wskaźnika energii pierwotnej. Należy podkreślić, że świadectwo nie ma na celu wykazania spełnienia jakichkolwiek warunków. Jest ono tylko informacją na temat stanu energetycznego budynku – ale winno być informacją rzetelną. Dlatego konieczne jest wprowadzenie mechanizmów oceny i kontroli świadectw, co przyczyni się zarówno do weryfikacji wykonanych certyfikatów, jak i do eliminacji nieuczciwych usługodawców.
Rozwiązania należy poszukiwać na różnych poziomach, wprowadzając kontrolę zarówno w ramach działań nadzorów budowlanych, jak również ustanawiając mechanizmy odpowiedzialne za wdrożenie niezależnych procedur kontroli ekspertów, czego w rzeczywistości wymaga od nas recast dyrektywy.