"Kominy“ bezmyślności - Nabić klienta w wentylację…
Średnio raz w miesiącu zdarza się mi spotkanie z wentylacyjnym „kwiatkiem”, czyli instalacją, która mimo włożenia w nią sporych pieniędzy i mimo szczerych chęci inwestora po prostu nie działa. Po wielu wizytach na przeróżnych budowach doszedłem do wniosku, że biuro prawnicze wyspecjalizowane w obsłudze klientów „nabitych w wentylację” przez nieuczciwych instalatorów, mogłoby w naszym kraju zarobić kokosy. Podane poniżej przykłady nie są fikcją – to sytuacje, z jakimi zdarzyło mi się spotkać osobiście…
Pierwszą z ciekawostek była instalacją
„rekuperatora” zabudowanego na
stałe w ścianie, reklamowanego przez
wykonawcę, jako najlepszy i najtańszy
odzysk ciepła z wentylacji. Rozwiązanie
to – na pierwszy rzut oka rzeczywiście
bardzo tanie – stanowiące zaledwie
1/3 ceny standardowej wentylacji
nawiewno-wywiewnej z odzyskiem
ciepła opartej na rekuperatorze średniej
klasy, okazało się składać z wentylatora
wyciągowego wmurowanego na
stałe wewnątrz ściany oraz dwóch rur
typu flex wysysających powietrze z
w.c. i kuchni. Wspomniany „system
wentylacyjny z odzyskiem ciepła” ciepła
odzyskiwać w jakikolwiek sposób
nie mógł. Brak było w nim jakiegokolwiek
wymiennika czy filtrów, samo
rozwiązanie zostało czym prędzej zabudowywane
w ścianie, żeby mieszkańcy
domu nie zobaczyli „kota w
worku”, za którego zapłacili. Co ciekawsze,
urządzenie elektryczne, jakim
jest wentylator, zostało również
zabudowane płytami kartonowo-gipsowymi
na przekór jakimkolwiek
przepisom dotyczącym obsługi urządzeń
elektrycznych, do których musi
zostać zapewniony dostęp, choćby w
celu wymiany bezpiecznika. Właściciel
domu nie był w stanie odpowiedzieć
na pytanie co zrobi, gdy wentylator
ulegnie awarii i zatrzyma się oraz
co będzie, gdy w wyniku innej awarii
wentylator zacząłby się przegrzewać,
iskrzyć lub palić. Może machnie na to
ręką? W końcu został schowany za
gipsokartonową ścianą i nie widać, co
się z nim dzieje…
A że nie odzyskuje ciepła? Hm, o
tym rzeczywiście nie pomyślał, w sumie
najważniejsza była cena zakupu
instalacji, a „fachowiec” tak dobrze
zachwalał swój system…
Rury perforowane
Inną ciekawostką był dom jednorodzinny
wyposażony w wentylację
mechaniczną z odzyskiem ciepła,
która to jednak za nic nie chciała ani
nawiewać, ani wywiewać powietrza.
Mimo usilnych prób – przy anemostatach
ruch powietrza był prawie
niewykrywalny. Po rozpruciu części
sufitu podwieszonego okazało się, że
„fachowiec” wykonujący wspomnianą
instalację wykonał ją po części na
rurach drenażowych, a po części na
aluminiowych rurach perforowanych
wykorzystywanych przy produkcji
wentylacyjnych tłumików dźwięku.
Powietrze było nawiewane i wywiewane
jedynie z szachtów, jakimi zabudowano
rury oraz z przestrzeni
nad sufitami podwieszanymi. „Fachowiec”
skasował grubszą sumkę
i… zmienił numer telefonu. Naprawa
niedziałającej instalacji, regipsy
oraz malowanie kosztowało inwestora
niemal trzy razy tyle niż zlecenie
jej wykonania profesjonalnej firmie
zamiast wspomnianemu „fachowcowi”.
Podobną frustrację przeżył właściciel
nowego, właśnie wykończonego
domu o powierzchni niemal
600 m2, gdy okazało się, że zakupiony
przez niego system wentylacyjny wykonano
w całości na rurach od… centralnego
odkurzacza. Problem pojawił
się dopiero przy próbie podłączenia
króćca centrali wentylacyjnej o
średnicy 315 mm z rurką niespełna
3-centymetrową…
Nadzór zapomniał...
Szczytem bezmyślności wykazała
się jedna z firm wykonawczych montująca
instalację grzewczą oraz wentylacyjną
w pięknym, nowym pensjonacie
w okolicach Jeleniej Góry. Pomijając
fakt pomieszania w niektórych
pomieszczeniach budynku już
na etapie projektowania dwóch typów
wentylacji – mechanicznej i grawitacyjnej,
inżynier nadzorujący
montaż „zapomniał”, że centrala
wentylacyjna do zaprojektowanej
przez niego instalacji ma szerokość
każdej ze ścianek grubo przekraczającą
metr. W pięknie wykończonej
ścianie oraz elewacji budynku przewidział
drzwi wejściowe do pomieszczenia
maszynowni centrali wentylacyjnej
o szerokości… 70 cm.
Zamrożona piwnica
Już kilkakrotnie oferowano nam
zakup „pomysłu” polegającego na wykorzystaniu
piwnicy jako swoistej komory
gruntowego wymiennika ciepła.
Autorzy tego typu przemyśleń zakładali
dość logicznie, że skoro w piwnicy
panuje temperatura dodatnia, zazwyczaj
znacznie wyższa niż temperatura
powietrza zewnętrznego zimą,
to bez problemu uda się wykorzystać
ją do ogrzewania powietrza zasysanego
do budynku, analogicznie jak dzieje
się to w GWC zakopanym pod ziemią.
W tego typu, na pierwszy rzut
oka logicznym, rozumowaniu pojawiają
się jednak dwie wątpliwości:
• Dodatnia temperatura wewnątrz
piwnicy w nowoczesnych budynkach
w niektórych wypadkach rzeczywiście
może wynikać z określonej temperatury
gruntu, lecz zazwyczaj ma z
nią niewiele wspólnego (izolacja zewnętrzna fundamentu oraz podłogi
piwnicy zapewniająca stałą temperatur
ę wewnątrz!). Zimą bierze się ona
raczej z energii cieplnej dostarczanej
do budynku głównie przez piec c.o.
Wprowadzenie dużych ilości zimnego
powietrza do piwnicy niemal na
pewno spowoduje znaczne zwiększenie
zapotrzebowania budynku na
energię, co automatycznie znacznie
zwiększy koszty ogrzewania.
• Piwnica zazwyczaj posiada powierzchnię zbliżoną do powierzchni
parteru budynku, jednak przy nieco
mniejszej kubaturze (zazwyczaj w
piwnicy jest niższy sufit). Oznacza
to, że dla domu o powierzchni ok.
160 m2 powierzchnia piwnicy nie
przekroczy 80 m2, czyli ok. 160-220
m3, a często będzie nawet znacznie
mniejsza. W domu o takiej powierzchni
wykorzystujemy centralę
wentylacyjną o wydajności ok. 350-
400 m3/h. Wykorzystując piwnicę w
roli GWC w takim domu spowodujemy,
że przy maksymalnej wydajności
rekuperatora do piwnicy w ciągu godziny
zostanie zassane z zewnątrz
ok. dwa razy więcej powietrza, niż
wynosi jej kubatura. Przy temperaturze
rzędu ok. –10oC zafundujemy sobie
całkowite zamrożenie piwnicy i
przemrożenie „od środka” fundamentów
domu oraz podłóg parteru w
ciągu kilku godzin.
Rura w podłodze
Jedna ze spółdzielni mieszkaniowych
zafundowała swoim nowym
członkom wentylację grawitacyjną
wyposażoną w „GWC rurowy”
umieszczony w… podłodze każdego
z mieszkań. Rura o przekroju prostokątnym,
ok. 5 x 20 cm i maksymalnej
długości 5 m została umieszczona w
podłodze każdego z mieszkań w celu
„spełnienia funkcji gruntowego wymiennika
ciepła”. Poza wspomnianą
rurą każde mieszkanie zostało wyposażone w standardowy komin wentylacji
grawitacyjnej bez jakiegokolwiek
wspomagania mechanicznego.
Już po oddaniu mieszkań okazało się,
że wentylacja w nich generalnie działać nie chce. Projektujący tego typu
rozwiązanie, nomen omen fachowiec
z wieloletnim doświadczeniem(!),
nie zauważył kilku drobnych szczegółów
wpływających na skuteczną
pracę każdego GWC oraz wentylacji
grawitacyjnej:
• Każdy wymiennik gruntowy, ze
względu choćby na swoją długość wynoszącą
standardowo od 35 metrów
wzwyż wymaga zastosowania mechanicznego
wspomagania przepływu
powietrza. Ponadto jakikolwiek odcinek
rury poziomej, będącej fragmentem
instalacji wentylacji grawitacyjnej
dłuższy niż kilkadziesiąt centymetrów
w większości wypadków skutecznie
blokuje efekt kominowy, niezbędny do prawidłowego działania
wentylacji grawitacyjnej i wymaga zastosowania
wentylacji mechanicznej.
• Umieszczenie rury w podłodze
nieizolowanej spowoduje przekazanie
chłodu oddawanego przez wspomnianą
rurę bezpośrednio do pomieszczenia,
w którego podłodze rura
ta się znajduje. GWC spełni więc
rolę świetnej chłodziarki wspomnianego
pokoju zimą powodując jednocześnie
znaczne zwiększenie zapotrzebowania
na energię konieczną do
ogrzania tegoż pomieszczenia.
• Jeśli tę samą rurę w podłodze zaizolujemy
w dowolny sposób, odcinając
dopływ chłodu do pomieszczenia,
w którym ją umieszczono, zablokujemy
skutecznie działanie tejże rury jako
wymiennika ciepła, dzięki czemu
uzyskamy bardzo drogi nawiewnik
powietrza zewnętrznego umieszczony
w podłodze budynku, bez jakiejkolwiek
wymiany ciepła.
• Jeśli wspomniana rura w wersji nieizolowanej
znajdzie się w suficie sąsiada
poniżej, w okresie mrozów spowoduje
zapewne wykraplanie się pary
wodnej na powierzchni bezpośrednio
do niej przylegającej, czyli na suficie
sąsiada. Sąsiad na pewno zachwyci
się pięknymi, żółtymi zaciekami
na nowiutkim suficie.
• Odcinek pięciometrowy rury mającej
pełnić rolę GWC, zastosowany we
wspomnianym przypadku, jest około
siedmiokrotnie za krótki, aby spowodować
zauważalne schłodzenie powietrza
wchodzącego latem lub jego
ogrzanie zimą. Minimalna długość
rurowego wymiennika gruntowego
dla domu wynosi ok. 35-39 mb rury
zakopanej w ziemi!
• Ostatnim gwoździem do trumny
wspomnianej instalacji wentylacyjnej
była wielkość zastosowanego
„GWC”. Rura o wspomnianych wymiarach
to odpowiednik rury okrągłej
o średnicy pomiędzy 100 a 125
mm Rury o tej średnicy doprowadzają
powietrze do pojedynczych
pomieszczeń w domach, zastosowanie
ich do doprowadzenia powietrza
do całego mieszkania prawie na
pewno będzie wiązało się albo z potężnym świstem powietrza w rurze
albo z… jakimkolwiek brakiem ruchu
powietrza zablokowanego przez
opór wewnętrzny rury o zbyt małym
przekroju.
Przerażenie w oczach...
Przykłady tego typu można mnożyć. Przerażenie budzi nie tylko
bezmyślność niektórych instalatorów,
ale także ich bezkarność,
szczególnie w przypadku niewielkich
instalacji. Rzadko kiedy inwestor,
szczególnie prywatny, decyduje
się na wszczęcie kosztownego i
długotrwałego procesu sądowego.
Często nieuczciwi instalatorzy działają w „szarej strefie” i udowodnienie
im brakoróbstwa staje się po
prostu niemożliwe. Pozostaje jedynie
apelować do inwestorów, by zastanowili
się, zanim wybiorą „najtańszą”
ofertę oraz do producentów,
aby kontrolowali firmy z którymi
współpracują i choć czasem sprawdzali,
w jakich instalacjach montowane
są ich wyroby…
Autor: Maciej Kosowski
Źródło: