273
274
276
226

(KOT)łownia

Czy węglowa kotłownia w piwnicy musi kojarzyć się z brudnym, ciemnym pomieszczeniem, w którym unosi się chmura pyłu? Czy zejście do niej to dopust boży wymagający przechowywania gdzieś w domu tzw. roboczych „ciuchów”? Tak wcale nie musi być, czego dowodem może być... domowe zwierzę. A któż jest bardziej czuły na zanieczyszczenia niż zwierzęta?

Marzenie prawdziwego mężczyzny

Odwiedziłem ostatnio znajomego mieszkającego w starej kamienicy. „Męska” rozmowa przy piwie zeszła w pewnym momencie na równie „męskie” tematy związane z majsterkowaniem, elektronarzędziami i największym marzeniem – miejscem, gdzie można swobodnie piłować, wiercić, kleić… - Pokażę ci, jak urządziłem sobie domowy warsztacik – rzucił nagle mój znajomy. – Chodź do piwnicy. Na myśl o piwnicznym chłodzie odruchowo sięgnąłem po kurtkę. Znajomy uśmiechnął się. Wyszedł w samej koszuli.

Zwyczajna piwnica. W środku ciepło jak w środku… lata. Regały, stół warsztatowy, elektronarzędzia, po prostu marzenie każdego „prawdziwego” mężczyzny. W rogu piwnicy – Eko Plus, czyli automatyczny kocioł grzewczy na węgiel. Przypomniałem sobie, że na wizytę u znajomego założyłem białą koszulę… Moją uwagę zwróciły jednak… ogrodowe krzesełka rozłożone i rozstawione na środku. Na jednym z nich spał w najlepsze śnieżnobiały… kot! - To jeden z naszych dachowców, które dokarmiamy – zaśmiał się znajomy. - Zobacz, wyciąłem w drzwiach piwnicy niewielki otwór, żeby mogły tutaj swobodnie wchodzić, kiedy chcą. Śpią tu całymi godzinami. To najcieplejsze miejsce w całym domu. Ale mnie zamurowała nie temperatura, lecz widok śnieżnobiałej sierści kota. I krzesełka z materiału, wyłożone ręcznikami. - Żona położyła stare ręczniki, żeby krzesełka się nie brudziły i można je było latem używać. A wiesz, z czego jest brud na krzesełkach? Z piasku, które kocie łapy naniosą z podwórka!

- Mnie taki widok nie dziwi - potwierdza Janusz Maj, dyrektor firmy Hef, producenta ekologicznych kotłów na paliwa stałe. – Eko Plus-y naprawdę nie brudzą. Jeśli zobaczycie w takiej kotłowni, że coś jest rozsypane na ziemi, to znaczy, że... użytkownik rozsypał eko-groszek z worka, bo mu ręka drgnęła, albo potknął się wynosząc szufladę z popiołem. Z samego pieca nie wysypuje się nic!

„Synku, czy dosypałeś już węgla?”

Janusz Wiśniewski kilka lat temu wyremontował mieszkanie w starej, ponad stuletniej kamienicy. Połączenie dwóch mieszkań dało ponad 70 metrów kwadratowych powierzchni. Kocioł na eko-groszek ogrzewa mieszkanie oraz ciepłą wodę w kuchni i w łazience. Za ścianą, na trzydziestu metrach mieszka matka pana Janusza. Przy okazji remontu również u niej zainstalowano grzejniki CO i doprowadzono ciepłą wodę do kuchni. Ogrzewanie obu tych mieszkań kosztuje rocznie ok. 1,3 tys. złotych. - Mama dorzuca się raz w roku do zakupu węgla. Wciąż muszę z nią walczyć, bo wciska mi jakieś wielkie pieniądze, jak zbliża się zima.

Nic dziwnego. Przez 80 lat przyzwyczaiła się do palenia w piecach i ciągłego noszenia węgla z chlewika – śmieje się pan Janusz. – Nie może uwierzyć, że jej „część” ciepła to najwyżej 400 – 500 złotych w skali roku. Zresztą nie tylko do tego nie może się przyzwyczaić. Przez pierwszy rok codziennie mnie pytała: „synku, czy dołożyłeś węgla do pieca?”. Jak wyjeżdżałem w delegację na 2 – 3 dni, kilka razy dziennie schodziła o lasce do piwnicy i zaglądała do pojemnika. W głowie jej się nie mieściło, że można dosypać węgla raz na tydzień.

Błogi spokój

Pan Janusz ma ten komfort, że za ścianą ma drugą piwnicę z okienkiem na podwórko. Tam składuje węgiel. - Gdybym musiał go trzymać tutaj, w kotłowni, kupowałbym eko-groszek workowany. A tak zaoszczędzam jeszcze dodatkowo parę złotych. Ta różnica idzie na to, że dostawca nie „kipruje” mi węgla na podwórko, tylko zrzuca bezpośrednio do piwnicy. To doświadczony, sprawdzony dystrybutor. Kładą jakąś folię, potem godzina roboty łopatami, zwijają folię i na trawie nie pozostaje nawet ślad po węglu. Wracam z pracy i nawet bym się nie domyślił, że mi węgiel przywieźli!

Rozglądam się po kotłowni, kot zniknął. Ciepło ciepłem, ale nasza obecność wyraźnie zakłóciła mu błogi spokój. Wracamy z Januszem na górę, do mieszkania. Ze szklaneczką piwa siadam na eleganckiej kanapie z jasnej eko-skóry. Leniwym wzrokiem patrzy na mnie… biały kot. Wciąż biały na beżowej kanapie. Eko-groszek, eko-skóra… Jednym słowem: eko-kot. I eko-(kot)łownia…

Komentarze

W celu poprawienia jakości naszych usług korzystamy z plików cookies. Zgodę możesz udzielić poprzez zamknięcie tego komunikatu. Jeśli nie wyrażasz zgody na przechowywanie na Twoim urządzeniu końcowym plików cookies konieczne jest dokonanie zmian w ustawieniach Twojej przeglądarki. Więcej informacji na temat plików cookies i ochrony danych osobowych znajdziesz w Polityce prywatności.